Przejdź do głównej zawartości

Truman/Zdziszek show


Codziennie idąc na tramwaj, który zawiezie mnie do boskiego przybytku, zwanego potocznie biurem, mijam zakład fryzjerski. Niby nic wielkiego. Ot, góra 20 m kwadratowych przestrzeni. Bez wielkich nazwisk. Bez kasy fiskalnej. Bez reklam L'Oreala czy szczotek z końskim włosiem za pięć wypłat typowego Polaka.

Trzy wyglądające na całkiem wygodne fotele. Trzy lustra.

Jakiś pseudobukiet kwiatów dla ocieplenia surowego wnętrza.



Niby nic niezwykłego, a jednak za każdym razem przykuwa moją uwagę.



Zamiast zająć się obserowaniem mijanych i jakże zaspanych jeszcze przechodniów czy kontemplowaniem krzywo ułożonej kostki chodnikowej, ja codziennie z niezwykłą (i nigdy niesłabnącą) ciekawością zaglądam przez szybę wspomnianego salonu.
I za każdym razem ukazuje mi się ten sam obrazek.

Pan Zdziszek (nie mam zielonego pojęcia, czy tak ochrzczono go w roku pańskim '48, a zbyt leniwa jestem, by sprawdzić to gdziekolwiek w szero pojętym świecie internetowym, ale idealnie nadaje się na pana Zdziszka spod trójki) siedzi na krześle pod ścianą naprzeciw luster i czyta gazetę.
Choć zakład otwarty jest i kusi przycięciem grzyweczki czy baczków dopiero od 8, on przed 7 wygodnie rozsiada się na jakże niewygodnym, kanciastym krześle i zagłębia się w lekturze.

Nie wiem czy pochłania go tak bardzo dział horoskopów czy ostatnie wyniki jego ulubionej drużyny piłkarskiej. Może wyśmiewa się po cichu z wybryków władzy, może po prostu zastanawia się nad hasłem krzyżówki i boi się ruszyć dalej. Może zaaferowała go okazyjna cena  kosiarki w dziale ogłoszeń zwykłych. A może po prostu wolniej czyta.

Tego nie wiem i nie miałabym odwagi o to zapytać.
A może po prostu nie chciałabym zburzyć obrazka, który pan Zdziszek namalował w mojej głowie.

Ponieważ pan Zdziszek czyta także, gdy wracam z pracy. 
Jego poza oraz wyraz twarzy wyrażają pełne skupienie i wskazują na to, że nawet gdybym zaczęła tańczyć kankana przed jego salonem, ubrana w kominezon narciarski i pióropusz, pan Zdziszek nawet nie oderwałby wzroku od swojej lektury.

I nie ukrywam : pan Zdziszek stał się bohaterem i punktem nr 1 moich ostatnich porannych przemyśleń.

Bo wyobraźcie sobie, że to wy jesteście panem Zdziszkiem i  jesteście obserwowani codziennie przez jakąś zaspaną dziewczynę, która nie bardzo oddziela jeszcze jawę od snu, który zakończył się dosłownie parę minut wcześniej.

W jakiej sytuacji zobaczyliby Was inni?

Jaki byłby Wasz znak rozpoznawczy?

W jakiej pozycji utknęlibyście na długie godziny, a może na dni?

I czy inni nie stwierdziliby zwyczajnie, że zasiedzieliście się przypadkiem, a życie umyka Wam przed nosem?


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

And suddenly you know...It's time to start something new.

Kiedyś tam ktoś tam powiedział nam, że zmiany są złe. Że są be i nie przyniosą nam nic innego jak kolejny powód, by łykać ibuprofen częściej niż tabletki z olejem z wątroby rekina. A my  naiwnie uwierzyliśmy mu jak amerykańskim naukowcom, wróżącym z krzyku świstaka jak z fusów świeżo zmielonej kawy Tchibo. Bo kwestionować to nam się tylko opłaca cenę przy biedronkowej kasie, gdy w gazetce promocyjnej kwota wołała czerwonym kapslokiem trzy grosze taniej. W dobie szeroko pojętego konformizmu i prokrastynacji, siedzimy na naszych idealnie wypracowanych z Ewką czy inną Lewandowską pośladkach, bo żadna rzewna nuta w radio nie powiedziała nam, że zmiany przyniosą nam ukojenie i suche oczodoły. Nauczeni kolejną bezsensowną aktualizacją systemu operacyjnego naszego smartfonu plujemy sobie w brodę, bo przecież jedenastka była bardziej intuicyjna, a przyzwyczajenie się do nowej, o 1mm większej czcionki jest zbyt bolesne dla naszego codziennego żywota. Nie zmieniamy niczego sami dopóki

Poczytaj mi, mamo

Było to w pierwszej lub drugiej klasie szkoły podstawowej. Wydarzenie zbyt małej wagi emocjonalnej i narodowej, bym zapamiętała dokładną datę. Przyszli. Oni. W moich oczach doskonali. Dojrzali. Wiedzący wszystko (a jak się po latach okazało: i nic). Popularni i hołubieni w całej szkole. Oni. Bohaterowie naszych opowieści podczas 10 minutowych przerw. Ośmioklasiści. Ogłosili konkurs szybkiego czytania. I wyszli. Tydzień później odbył się konkurs. Wygrałam, bo wygrywać lubiłam, a wówczas czytanie zajmowało mi tyle co teraz wymyślenie powodu, by tego nie robić. Bo sprzątanie. Bo praca. Bo netflix. Bo piórko latające po pokoju i każące się złapać zanim opadnie na podłogę. Bo kanapka. Bo nic i wszystko, i to w nanosekundę. Wygrałam. W wieku lat 7-8 czytałam szybciej niż połowa 14latków. Fakt miły, jednak niezasługujący na wspominki podczas rozmowy kwalifikacyjnej.  Wystarczający jednak, by zostać wyczytana i pogładzona po ramieniu na apelu szkolnym na zakończenie roku. Na

Lekcja anatomii

Mówi się, że człowiek składa się w 60-70% z wody, pozostałe zaś procenty przypadają lipidom, kwasom nukleinowym czy też składnikom nieorganicznym. Mam nieco odmienne zdanie na ten temat i chociaż moje ciało wydawałoby się być chodzącym zbiornikiem naparu z pokrzywy i niespożytej ilości skonsumowanej czekolady, wciąż zuchwale śmiem twierdzić, że człowiek w 90% składa się z małych gestów, przyzwyczajeń i tysiąca irytacji zbieranych czule przez lata i chowanych skrycie gdzieś w okolicach trzustki. I narracji, którą sam sobie wybrał, by przedstawić światu. Mój tata, na przykład, składał się głównie z trufli, które kupował nałogowo i które podjadał potajemnie, myśląc, że nikt nie usłyszy tuptania co dwie minuty do kuchni i szeleszczenia papierków, które godnie wtórowały perfekcyjnej dykcji Lucjana Szołajskiego, podkładającemu głos pod zapewne kolejny film o przygodach nieustraszonego Winnetou. Składał się (a przynajmniej jego ubranie) z sierści wszystkich obcych, często b