W życiu każdej niepracownicy bądź niepracownika roku nadchodzi ten jakże niespodziewany, a jednak wyczekiwany moment, gdy pomiędzy środową a czwartkową nudą dzwoni telefon. I nie jest to miły, lecz jakże uparty pan proponujący nową usługę bankową, koleżanka, która chce nadrobić towarzyskie zaległości czy zniecierpliwiony członek rodziny, który czeka już jakiś czas na naszą wiadomość, a potencjalny pracodawca (bądź miła pani sekretarka lub HRowiec). Gdy pierwsze emocje opadną i uda nam się opanować zaskoczenie na tyle, by w miarę zrozumiale i trzeźwo przeprowadzić rozmowę, jednocześnie próbując sobie przypomnieć, czym zajmuje się firma, do której aplikowaliśmy, zostaniemy zaproszeni na rozmowę kwalifikacyjną. Po przybiciu sobie mentalnej piątki i odtańczeniu rytualnego tańca bezrobotnych, nagle pojawia się pytanie: i co teraz? Oczywiście lecimy na oślep w kierunku szafy, w nadziei, że wydobędziemy z niej coś, co w magiczny sposób przemieni nas w odpowiedzialnego i godnego zaufania
Let me tell you my version of the story...