Niewiele jest rzeczy, których nie znoszę. Poza głośnym przeżuwaniem jedzenia, rozmawianiem w kinie, wpychaniem się w kolejkę, pobrudzoną tłustymi palcami książką czy myciem okien na mojej liście nienawiści znajduje się li i jedynie tuzin innych pozycji, do których nie pałam miłością. Nawet jej ociupiną. Są to, być może, błahostki, które wywołują u mnie jednak szybsze bicie serca (a przy tym udowadniają, że je w ogóle mam!), gęsią skórę, zaczerwienione policzki i chęć rzucania epitetami, na dźwięk których moja mama zwątpiłaby w czas spędzony na moje wychowanie.*
I choć nie przepadam za siorbaniem czy komentowaniem fabuły podczas seansu filmowego, jeszcze bardziej nie lubię przedstawiania się i pytań z cyklu ,,Co lubisz?", ,,Jaką jesteś osobą?". Nie uważam, abym potrafiła się szczerze opisać w pięciu zdaniach. Bo czy mówiąc, że jestem towarzyska, ludzie zrozumieją, że jednego dnia budzę się i chcę przytulić kanara w autobusie i opowiadam pani w windzie historię medyczną mojego psa, aby następnego ranka fukać i prychać nawet na własne odbicie? Czy opisując swoje gadulstwo, powinnam dodać, że równie często uparcie milczę, bo nie wiem, na który temat akurat powinnam zacząć swój monolog lub akurat muszę odpocząć i zaznać błogiej ciszy? I nierzadko pogrążam się swoimi opowieściami, jednak brnę dalej, nie zwalniając tempa i dodając nowe upokarzające fakty? Czy nie przestraszę słuchaczy, opisując swoją pracowitość i ambicję, która kończy się jednak wraz z działaniem kawy/czekolady/obu wyżej wymienionych substancji mieszanych naprzemiennie w celu osiągnięcia lepszych efektów. Przecież nie powiem nowo poznanej osobie, że uwielbiam wstawać z samego rana (o ile jest to mój wybór, a nie widzimisię budzika), by przy akompaniamencie błogiej ciszy i śpiącego jeszcze świata zjeść spokojnie śniadanie i uśmiechać się do siebie bez powodu. Nie wyznam im, że przerażają mnie pierwsze spotkania i tak naprawdę jestem nieśmiała i nabieram pewności siebie przy trzecim bądź trzydziestym spotkaniu (przy dobrych wiatrach). Przemilczę też informację o żartach, które śmieszą tylko mnie, bo po co psuć pierwsze wrażenie. Właśnie! Pierwsze wrażenie to moje trzecie znienawidzone określenie, które plasuje się tuż za ,,konkubinatem" i ,,petentem".
Ale przecież tego też nie powiem, bo nie zmieszczę się w limicie pięciu zdań. Zamiast tego sklecę krótką, mniej lub bardziej poprawną odpowiedź, tupiąc nerwowo nóżką i mając nadzieję, że mimo tej wypowiedzi zechcesz mnie poznać. Taką, jaką jestem, a nie skróconą wersję.
*Tu ciekawostka: kiedyś bałam się czytać na głos ,,Pawła i Gawła", będąc święcie przekonaną, że słowo ,,cuchnie", które padało w którymś wersecie, znajduję się w TOP5 słownika wulgaryzmów polskich.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń